Przejdź do treści

TU uczyć, nie tuczyć

Po szkołach w Polsce (tylko?) rozchodzi się widmo pruskiego, bezdusznego urzędnika. Widzi on świat przez pryzmat swoich tabelek do wpisywania danych. Szkolni urzędnicy do dzienników wpisuje oceny, punkty i procenty. Wielu młodych ludzi, już od czwartej klasy (a nawet wcześniej!!!!), kojarzy naukę z biegiem od sprawdzianu do kartkówki. Czasami w tym wyścigu pojawiają się dodatkowe płotki. Na przykład wówczas kiedy uczniowie, między bieżącymi sprawdzianami, piszą też zaległe kartkówki sprzed miesięcy  , bo wszystkie komórki w nauczycielskim arkuszu muszą się zgadzać. Musi być przecież „sprawiedliwie”, wszystkie działy muszą być zaliczone. Wartość dydaktyczna czy diagnozująca takiej zaległej pracy jest bliska zeru, ale co tam… „starożytność” trzeba zaliczyć.

Ten tekst nie jest głosem przeciw tradycyjnemu ocenianiu. W ogóle to nie jest o ocenianiu! W DobraTU oceniamy kształtująco. Na pewno w szkołach z liczniejszymi klasami sprawdza się tradycyjne ocenianie. To zresztą rzecz do oddzielnej dyskusji. Ten głos to głos w sprawie manii zaliczenia, testowania, kartkówkowania, bezkrytycznego wymagania treści, których wymagać w taki „sprawdzianowy” czy wręcz „quizowy” sposób, nie trzeba, może nawet nie można.

Dni tygodnia zaczynają w głowach młodych ludzi przyjmować nazwy przedmiotów, z których tego dnia „coś może lub na pewno będzie”. Czasem nadchodzący koniec weekendu zwiastuje inny, niepokojący budzik ten ukryty wewnątrz. Rosnące napięcie, stres, a nawet reakcje psychofizyczne u dzieci, na myśl „jutro poniedziałek”. Niektórzy rodzice, starając się pomóc swoim dzieciom, wchodzą w to szaleństwo i wracają do szkoły. „Nie możemy przyjść, bo „mamy jutro kartkówkę z Piastów” – piszą mi znajomi. Niektórzy rodzice stają się dodatkową szkołą! Sprawdzają, odpytują, karzą, dają nagrody a nawet poprawiają nauczycieli. 

Szaleństwo, wariactwo, zło, patologia…
Nie musi tak być. My, nauczycielki i nauczyciele, możemy coś z tym zrobić. Bez czekania na zmiany systemowe, programowe czy jakieś wewnętrzne w szkole. Możemy, poprzez zmianę oddolną. W tym kontekście drażnią mnie te wszystkie konferencje edukacyjne z „jutrem” lub „przyszłością” w tytule. TU i TERAZ trzeba ratować dzieciaki i polską szkołę. To oznacza także ratowanie polskich nauczycieli. Nie o szkole „jutra” a o szkole „od jutra” trzeba myśleć. Możemy winić system, dyrektora, ministra i nadchodzące egzaminy, ale ja wiem, że można inaczej. Bo system szkolny to także my. 

Słyszę o takich patologiach, jak zapisywanie kartkówek i sprawdzianów przez nauczycielki i nauczycieli do dziennika „na miesiąc przed”, by wyprzedzić swoje koleżanki i kolegów ze swoimi sprawdzianami, bo przecież w  jednym tygodniu „może być ich tylko X razy”.  

Albo o wpisywaniu jako kartkówka sprawdzianów z zakresu materiału godnego klasówki. Tylko dlatego, że są limity liczby klasówek. Na papierze wszystko się zgadza. Już młodych ludzi uczymy, że „papier wszystko przyjmie”. 

Słyszę o sprawdzianach z plastyki, wdż czy muzyki. zaliczeniu np.:  „z poloneza”. Naprawdę???

Słyszę o czwartoklasistach, którzy z historii pytani są o miasta, w których mieszkał Kopernik. Oszaleliście?

Słyszę o uczniach, którzy wolą iść z temperaturą do szkoły, bo w późniejszych terminach „zaliczyć” jest o wiele trudniej. Oszaleliście?
Słyszę o uczennicy klasy czwartej, która w pierwszym semestrze otrzymała więcej ocen ze sprawdzianów i odpowiedzi ustnych, niż było lekcji tego przedmiotu.

Uczennice i uczniowie  to nie gęsi tuczone, które chcąc lub nie chcąc muszą przyjąć od nas – nauczycieli – tucz. A jeśli sprowadzimy ich do tej roli, to jedyne co nas czeka to… pasztet.  Usprawiedliwiamy się podstawą programową, kuratorium czy dyrektorem, licznymi klasami, wymaganiami rodziców i zbliżający się egzamin itd. Rzadziej słychać, że ktoś uzasadnia brak serii ocen w dzienniku prawnymi możliwościami. Dla przypomnienia:

Rozdział 1 §  12. Ocenianie bieżące z zajęć edukacyjnych ma na celu monitorowanie pracy ucznia oraz przekazywanie uczniowi informacji o jego osiągnięciach edukacyjnych pomagających w uczeniu się, poprzez wskazanie, co uczeń robi dobrze, co i jak wymaga poprawy oraz jak powinien dalej się uczyć.*

Tłumaczenie się rozkazami z góry czy okolicznościami niezależnymi od nas jest umywaniem rąk. Włączmy myślenie, a może nawet sumienie i empatię. Każdy z nas nauczycieli doskonale wie, jakich ma ludzi przed sobą, co jest ich w zasięgu z naszych przedmiotów, co natomiast jest nierealne.

Jak napisałem na początku, ten wpis nie był o ocenach. Nie był też o tym, by odpuszczać, dawać luz i błędnie rozumianą wolność. Uczennice i uczniowie potrzebują mądrych wyzwań. Powinni też zrozumieć, że sukces nie przyjdzie bez trudnej, czasami nudnej i mozolnej pracy. Jeśli jednak dzieciaki (proszę pamiętać, to są jeszcze dzieciaki!) tracą masowo pasję do tworzenia, do czytania, do historii czy przyrody przez szkołę, to tak naprawdę tracą ją przez nas, dorosłych. 

Są tacy uczniowie, którzy potrafią ten absurd zaliczania poloneza przetrwać, są jednak tacy, którzy już nigdy z radością nie zatańczą. Nie tylko poloneza.

Treść wpisu jest redakcją pierwotnej wersji, która ukazała się na prywatnym koncie Jacka Staniszewskiego 4 marca 2023 roku

*ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ 1 z dnia 22 lutego 2019 r. w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych