Czym (nie) jest i co oznacza zarządzanie społecznościowe? Jak zadbać o to, aby ta fraza nie stała się zwykłym zlepkiem nic nieznaczących słów lub przeciwnie – wytrychem oznaczającym potrzebę przeglądania każdej decyzji dotyczącej szkoły przez wszystkich. Jak zachować równowagę?
Społecznościowe zarządzanie nie oznacza, że zawsze wszyscy o wszystkim.
W DobraTu podzieliliśmy (i pewnie będziemy jeszcze dzielić) poszczególne zadania między siebie. Nie można robić wszystkiego, nie da się znać na wszystkim i posiadać zdania w każdej sprawie. Jest tych spraw zbyt wiele w szkolnej codzienności. Skuteczność zarządzania, wynika też ze sprawnego rozdzielenia obowiązków między członków zespołu. Pamiętając, że musimy przede wszystkim angażować się w sprawę najważniejszą – w pracę z młodymi ludźmi.
Jeśli jednak chcemy, możemy mieć realny, mocny wpływ na swój wycinek. Możemy również zabierać głos doradczy w sprawach, w których się nie specjalizujemy. Sprawy zresztą są różne, jedne świetnie nadają się na dyskusję, inne trzeba zrobić zero-jedynkowo. Są też sprawy, które wymagają tajemnicy (np.: te, które dotykają danych wrażliwych).
Tak czy inaczej, obowiązki dzielimy między siebie co bardzo demokratyzuje naszą społeczność. Podział obowiązków to nie tylko określenie kto opiekuje się szkolnymi zakupami, kto szkolnym samorządem uczniów, a kto odpowiada za ułożenie planu lekcji. To także wyłonienie z grona pracowników dyrektora i wicedyrektorów.
Społecznościowe zarządzanie to także dyrektor(zy) szkoły.
Szkoła na Ostroroga jest położona w samym centrum szlacheckiej demokracji, tej dobrej, a nie tej skorumpowanej z wieku XVIII. Bliskość pola elekcyjnego jest symboliczne i zobowiązujące! Wspaniale się składa, bo tamta demokracja, była właśnie społecznościowym zarządzaniem Rzeczpospolitą. Porównanie to nie jest sugestią, że w żyłach dyrektorów szkoły płynie królewska krew.
Jaka jest rola dyrektorów? Tu znowu odwołanie do ustroju Rzeczypospolitej. Potoczna i prawdziwa wiedza jest taka, że w czasie szlacheckiej demokracji król „nic nie mógł, bo o wszystkich decydowała szlachta”. No nie. I to bardzo NIE. Bez panującego nie byłoby nic. Postać króla łączyła wszystkie nitki, które trzymał.
Przenosząc to na współczesny, szkolny grunt – dyrektorzy:
- Reprezentują szkołę. Dostali od kadry mandat na to, by wypowiadać się w ich imieniu na zewnątrz. Trzeba więc zasłużyć, by mieć zaszczyt stać na czele reszty.
- Odpowiadają prawnie za szkołę na zewnątrz. Stoją na straży przepisów, misji szkoły, dobrego imienia oraz baczą, by Uczniowie byli najwyższą wartością tej sprawy.
- Chronią nauczycieli przed atakami z zewnątrz. Pilnują, aby potencjalne ataki nie były niesprawiedliwe. dyrektor ma obowiązek chronić nauczyciela, nawet takiego, który popełnia błąd lub postępuje niezgodnie z zasadami pracy. Nie jest to tożsame z bezkarnością. Na wyciągnięcie wniosków a nawet konsekwencji jest odpowiedni czas. Nauczyciel ma się w szkole czuć bezpiecznie i takie poczucie bezpieczeństwa „przenosić” na uczniów..
- Podejmują decyzję podpisując się pod nią i odpowiadając za nią prawnie. Dyrektor nie pracuje w odosobnieniu. Otacza się ludźmi, z których każda z osób odpowiada za swój kawałek i robi to najlepiej jak może. W idealnej sytuacji można by, z punktu widzenia dyrektorów, podpisać decyzję w ciemno. Choć to wcale „w ciemno” nie jest: jeśli osoba X zajmująca się sprawą Y uważa, że trzeba zrobić „to i to”, to tak pewnie ma być. Wymaga to odpowiedzialności i zaufania z obu stron. A także zaangażowania.
Społecznościowe zarządzanie wymaga jednego, podstawowego założenia: biorą w nim udział Ci, którzy chcą.
Wpływ na decyzje i losy naszej szkoły mają te osoby, które mają taką wolę. Nie wszyscy automatycznie. To może być nawiązaniem do demokracji greckiej, gdzie na Agorę szli Ci obywatele, których obchodziły sprawy polis. Ale jeśli czytając hasła „zarządzanie społecznościowe” i „demokracja grecka” pojawia się obraz przegłosowywania wolą większości, to nie do końca tak to widzimy.
Jak to zrobić praktycznie? Krokiem pierwszym jest na przykład ustalenie w miarę regularne terminów spotkań. Np.: co miesiąc walne zebranie. Każdy członek kadry podejmuje decyzję:
- przychodzę, ponieważ znam program spotkania i chcę w nim uczestniczyć;
- nie przychodzę, mając ku temu własne powody.
Każda z decyzji jest dopuszczalna. Żadna nie naraża się na konsekwencje, ale też nie może mieć pretensji do jakości podejmowanych decyzji jeśli jest się nieobecnym (mamy już pomysł, jak rozwiązać to logistycznie i technicznie, najlepiej do naszych obecnych potrzeb).
Zarządzanie społecznościowe nie oznacza niekończących się głosowań.
Oznacza natomiast poczucie „mogę znaleźć dla siebie odcinek, dzięki któremu wpływam na MOJĄ szkołę i mam prawo domagać się przejrzystości w decyzjach podejmowanych w MOJEJ szkole.”
Jeśli są głosowania, to jako forma szybkiego zaznaczenia swojego zdania, które w dalszej części uzupełniane jest o argumenty. Lub odwrotnie, po rozmowach i przedyskutowaniu, głosowanie tylko zamyka. To ujęcie bliższe jest wspomnianej już demokracji szlacheckiej.
Z niej wywodzi się jeszcze jedno hasło: liberum veto. Bardzo to piękne i jak wiadomo niebezpieczne narzędzie. Działanie zasady jednomyślności oznaczało, że nie mogło zostać wprowadzone prawo, które się komuś zdecydowanie nie podobało. Chodziło o to, by większość nie narzucała swojej decyzji mniejszości. Z mniejszością też trzeba się było liczyć. Veta używano na początku bardzo rzadko, bo wtedy obrady szły na marne, a Państwo nie szło naprzód. Nie wiemy, czy pójdziemy tak daleko, ale sama idea może być dobrym narzędziem do powstrzymywania niebezpiecznych zapędów.
Tak wygląda początek rozmowy o ZS w DobraTU. Perspektywa osób (współ)zarządzających szkołą. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, zapraszamy też do współpracy Rodziców i Uczniów. Oni współtworzą szkolną społeczność. Pierwsze wspólne kroki już za nami. Kontynuujmy dalej nasz projekt.